Przeglądając oferty studiów, szczególnie na uniwersytetach, które przepełnione są konserwatywnymi profesorami i młodą kadrą pragnącą sprawić, by to ich kierunek był ciekawy i atrakcyjny dla przyszłych studentów, zauważamy że nie wszystkie przedmioty są przydatne w życiu zawodowym. Przykładem może być propozycja przedmiotu, który złośliwie wymyślił jeden z profesorów nauk humanistycznych – Językowy obraz trolla, mający odnaleźć swoje miejsce na filologii polskiej. Tylko po co poloniście pół roku nauki o trollu?
Coraz częściej takie wymyślne przedmioty znajdują się w programach studiów, by zachęcić młodych ludzi do wyboru właśnie tego kierunku. Ma to niestety swoje konsekwencje. Pod przykrywka nowej nazwy kryje się twór nie do końca przemyślany, prowadzony przez wykładowcę, który po raz pierwszy ma tak naprawdę styczność z taką tematyką. Jest to jedna strona medalu. Istnieje również druga możliwość. Nowa nazwa ukrywa stary nieatrakcyjny przedmiot, a treści na nim prezentowane są powtórzeniem przedmiotu realizowanego już wcześniej. W ten sposób nabija się przecież godziny etatowe pracownikom naukowym, bo przecież nie wszyscy mają możliwość przepracowania ich w pełnym wymiarze.
Niestety część z treści przekazywanych nam na studiach wyższych, i to kilka krotnie, nie jest spowodowana potrzebą dogłębnego zgłębienia problemu, ponieważ w takim przypadku określony przedmiot trwałby nie trwałby tylko 30 godzin i to tylko w jednym semestrze. A czasem praktyka tworzenia nowych nazw i kierunków rozwoju jest podporządkowana celom marketingowym instytutu.